czwartek, 28 lipca 2011

"....gdzież natura ludzka jest słabsza niż w księgarni!"

"'Zaiste – napisał Henry Ward Beecher  - gdzież natura ludzka jest słabsza niż w księgarni!'. Moja bywa dość silna w Barnes & Noble, bo wiem, że jeśli oprę się jakiemuś tytułowi przy jednej okazji, a kupi go ktoś inny, identyczny tom pojawi się na jego miejscu jak plastikowa kaczka na strzelnicy. Jeśli oprę się akurat temu, przyjdzie kolejny dzień, kolejna kaczka. W książkowym antykwariacie każdy tom jest niepowtarzalny, nie można go wymienić na inny z magazynu wydawcy, nie jest też wizualnie identyczny ze swoim niegdysiejszym rodzeństwem, gdyż i ono wraz z każdą zmianą właściciela zyskiwało własną osobowość. Jeśli nie kupię książki już, mogę już nigdy nie mieć drugiej okazji. Dlatego też, jak Beecher, dla którego pokusy napitku bladły przy pokusach książek, jestem słaba.

Słabość ta plasuje mnie przynajmniej w dobrym towarzystwie. Southey – zauważył jakiś świadek – nie mógł przejść obok półki książek 'nie zatrzymawszy się przez minutę, nawet jeśli dyliżans mający odwieźć go do Coleridge’a w Hampstead, ruszał już w drogę'. O Maculayu mówiono, że 'nikt nie był równie chętny wspiąć się na drabinę i szperać na najwyższej półce w poszukiwaniu pamfletów in quarto albo dziwnych literackich reliktów minionych epok, a gdy po godzinnych poszukiwaniach schodził pokryty kurzem i pajęczynami, posyłał po drożdżówkę, która zastępowała mu zwykły lunch'. Gdy osiemnastowieczny londyński księgarz James Lackington był młodym człowiekiem, żona wysłała go w Wigilię z półkoronówką w ręku – całym ich majątkiem – po wiktuały na świąteczny obiad. Przechodził koło starej księgarni i wrócił z Myślami nocnymi (Nihgt Thoughts) Younga w kieszeni i bez indyka pod pachą. 'Myślę, że postąpiłem rozsądnie - powiedział wygłodzonej żonie – bowiem gdybym kupił nam obiad, zjedlibyśmy go jutro i przyjemność wkrótce by minęła, ale jeśli pożyjemy jeszcze pięćdziesiąt lat, nadal będziemy mogli rozkoszować się Myślami nocnymi'.
Gdy odwiedzam nową księgarnię, oczekuję czystości, monitorów komputerowych i alfabetycznego rygoru. Gdy odwiedzam bukinistę, wolę brak pedanterii, śpiące koty i stosowną dozę organizacyjnego chaosu, by podsycić moje marzenia o natrafieniu na, powiedzmy, egzemplarz Tamerlane Poego jak ów znaleziony przez pewnego wędkarza pod stertą rozpraw rolniczych u handlarza staroci w New Hampshire i kupiony za piętnaście dolarów. Jeszcze w tym samym roku wylicytowano go na aukcji w Sotheby’s za 198 tysięcy dolarów. Pozwolę sobie zauważyć, że ludzie zbyt dobrze wychowani, by w innym kontekście wspominać o pieniądzach, nie wahają się podać sumy wydanej na używaną książkę, jeśli sądzą, że upolowali okazję. Lamb donosił Coleridge’owi: 'Trafił mi się Godfrey z Bullen (Godfrey of Bullen) Fairfaxa za pół korony. Raduj się wraz ze mną'. Lub też powiadamiał Southeya: 'Nabyłem kolejny egzemplarz Quarlesa za dziewięć pensów!!! O tempora, o lectores!'. (Na okrzyki radości Lamba natrafiłam  w pierwszym tomie Życia i dzieł Charlesa Lamba (The Life and Works of  Charles Lamb), niedatowanej dwutomowej edycji luksusowej z ilustracjami, którą kupiłam za piętnaście dolarów. Radujcie się wraz ze mną)".

Anne Fadiman, Ex libris: Wyznania czytelnika, przeł. Hanna Pustuła i Paweł Piasecki, opracowanie i noty Jan Gondowicz, Świat Literacki, Warszawa 2004, s. 160-162.

Brak komentarzy: